Zmieniamy nawyki
07/02/2019 – Ela Matysik
Jak czegoś bardzo pragniesz, to cały wszechświat Ci sprzyja, aby Ci pomóc to osiagnąć – słowa Paolo Coelho. Może to nie ma nic wspólnego z nawykami które chcę zmienić, ale pomyślałam że to dobre motto i przyda się każdemu. Moje wyzwanie na kolejny miesiąc to podszkolenie języka włoskiego. Zaraz ktoś spyta ale po co? Prawda jest taka że używam języka włoskiego na co dzień. Mimo wszystko uważam że to jest zbyt mało, by móc powiedzieć że władam tym językiem perfekcyjnie. Dlatego mój cel w miesiącu lutym to przeczytanie książki w języku włoskim.
Moje nawyki i czy warto je zmienić?
Przyzwyczajeni jesteśmy do starych rzeczy. Często do wygody i nicnierobienia. Pamiętacie kiedy pisałam że tak naprawdę dwa tygodnie działają nasze postanowienia, a potem idą w kąt jakby nigdy nic się nie stało. Wracamy do starych dobrych czasów, kiedy było nam dobrze i wygodnie, czekając oczywiście na nowy moment by znowu coś sobie obiecać. Musze przyznać że tak jest w większości przypadków. Taka jest natura ludzka. Lubimy wygodę i zbyt łatwo obiecujemy sobie że zmienimy nasze życie na takie jakie sobie wymarzyłyśmy.
Ileż razy ja tak robiłam?
Wcale nie jest to takie trudne. Nawet próbowałam zapisać wszystkie postanowienia. Wydawało mi się, no już teraz na pewno to zrobię. Jak wiemy papier przyjmie wszystko, gorzej z realizacją.
Tym razem będzie inaczej.
Tak więc podjęłam decyzję że miesiąc luty będzie miesiącem mojej nauki języka włoskiego. Założenia są takie że przeczytam jedną książkę w języku włoskim. Za jednym zamachem zaliczę gramatykę i poznam nowe słówka.
Czy jest to wykonalne? Oczywiście że tak.
Jak zmieniłam nawyk „krokowy” w prawdziwą aktywność fizyczną.
Kilka lat temu po mojej chorobie zmieniłam totalnie wszystko. Zaczęłam od zdrowego odżywiania. Połączyłam to z ruchem. Zainstalowałam na swoim telefonie shealth. Na początku była zabawa, by pokonać jak najwiecej kroków. I muszę Wam powiedzieć że jestem tam od 2017 roku. Zrobiłam miliony kroków, przeszłam około 5100 kilometrów. Wyobrażacie sobie?
Gdyby nie rejestracja w programie, sama nie uwierzyłabym że ja to zrobiłam własnymi nogami. Dziś wiem że to nie zabawa.
To mój styl życia, a zaczęło się tak niewinnie.
Dziś śmiało mogę powiedzieć weszło mi to w nawyk. Nie wyobrażam że mogłabym nie zrobić przynajmniej te 7,5tyś. kroków dziennie. To jest absolutnie moje minimum.
Mogę z pełną odpowiedzialnością napisać że kroki działają na mnie jak narkotyk. Co miesiąc jest minimum które trzeba zaliczyć, a jest to 200 tyś. Przerażenie nie? Myślałam na początku że nie ma możliwości pokonać takiego dystansu. Z czasem zaliczałam je w dwa tygodnie bez żadnego problemu. Dziś w ciągu tych dwóch lat jestem pewna że zrobiłam więcej niż w ostatnich 10 latach mojego życia. Moja aktywność zwiększyła się o kilkaset procent. Jest to mój nawyk, którego nie chcę zaprzestać. Niby zwykłe kroki, a tyle satysfakcji że zaliczyłam dzień bardzo aktywnie.
Często czytam że lepiej zmieniać nawyki małymi kroczkami.
Poniekąd i racja lepiej coś niż nic. Odpowiedź że warto poświęcić przynajmniej 10 minut swojego życia na zmianę złych nawyków jest oczywista. Lepiej poćwiczyć chwilę niż leżeć na kanapie jedząc czipsy.
Moje pytanie czy dzięki temu że te kilka minut ćwiczymy, zmienimy nasze nawyki? Trudno powiedzieć. Raczej po 10 minutach szybciej odpuścimy. Nie dokonamy drastycznych zmian w swoim ograniźmie. Człowiek z natury jest niecierpliwy i nie widząc szybkich efektów po prostu odpuszcza.
Nawyk nawykowi nie jest równy
Dlaczego? Najzwyczajniej w świecie nie chciałoby mi się przebierać w strój sportowy by zrobić 10 minutowy trening. Myślę że tak ma wiele kobiet. Z tego powodu po prostu rezygnują.
Oczywiście to jest tylko moje zdanie. Dlatego też poukładałam sobie w głowie że aktywność fizyczna to jest to, co jest niezbędne w moim życiu i jest wliczona w harmonogram mojego dnia. Dzięki aktywności czuję się lepiej i to jest dla mnie największy motywator by nie poddać się. Dziś jest dla mnie równie ważna jak sen czy zdrowe odżywianie.
Znam ludzi co małymi krokami dochodzą do celu.
Obserwuję ich i podziwiam. Pokazują w jaki sposób zmieniają swoje przyzwyczajenia. Jak wychodzą ze swojej strefy komfortu, po to by po kilku miesiącach, osiągnać cel który obrali właśnie na początku roku. Zmieniają złe uciążliwe nawyki w fajne pozytywne przyzwyczajenia. Te same osoby osiągają niesamowite sukcesy w biznesie, krok po kroku. Natomiast walczą ze złym nawykiem papierosowym bądź zjadają tony słodkości i niestety pozostanie dla nich to do końca życia pietą Achillesa. Nie wszystkim udaje się zmienić złe nawyki. To nie znaczy że mamy się biczować z tego powodu. Każdy ma swoje słabości i niestety czasem trzeba przymknąć oko na to wszystko. Po za tym nawyk nie jest równy nawykowi.
Nie wyobrażam sobie że ktoś rzuca palenie małymi krokami. Przepala 10 papierosów zamiast całej paczki. Ok, zgadzam się ograniczył palenie, ale według mnie jest dalej palaczem. Albo rzuca albo nie. Nie ma innej opcji.
Walczyłam z nałogiem kilkanaście lat. Aż przyszedł moment że powiedziałam dość.
Był to bardzo specyficzny dzień Świąt Bożego Narodzenia. Po prostu nie zapaliłam i nie czekałam do Nowego Roku jak do wyznacznika moich postanowień by już więcej w życiu nie zajarać fajki. Do dziś szczęśliwie nie podjęłam takiej próby. Czuję z tego powodu dumę i nie raz powtarzam sobie dlaczego tak późno podjęłam taką decyzję.
Prościej mówiąc zmieniłam swój śmierdzący nawyk w jeden dzień. Od ręki, szybko, bez zastanowienia. A zatem można.
Na niektórych działają małe kroczki a dla innych to strata czasu.
No cóż dziś żeby pokonać 10 kilometrów muszę mieć 2 godziny, bo tyle potrzeba mi czasu by pokonac ten dystans. Zdaje sobie sprawę z tego że mamy małych brzdąców nie posiadają dwóch godzin wolnych na co dzień by zrobić 10 kilometrów. Ja mam to szczęście że mam do dyspozycjii czas dla siebie. Jest to mój luksus.
Część z nas uważa że jak ma na coś poświęcać tylko kwadrans dziennie, to lepiej nic nie robić bo to strata czasu. Wszystko zależy co chcesz zrobić. Osobiście mam tak z treningiem. Natomiast jeśli chodzi o inne rzeczy to całkowicie się zgadzam że warto zacząć od absolutnie minimum. Nawet 15 minut dzienne pozwoli rozwinąć nam skrzydła.
Całkowity detoks cukrowy.
Podjęłam też inną próbę walczenia z nawykiem jedzenia słodkości. Z dumą stwierdzam że dziś kiedy piszę, jestem 36 dzień bez cukru. Wybór był świadomy. Szczerze mówiąc nawet nie sądziłam że tak długo wytrwam w postanowieniu. Dlaczego? Uwielbiam słodycze. Przesadziłam z nimi podczas Świat Bożego Narodzenia. Nikt nie uwierzy ale napiekłam tony ciast, pierników, serników, makowców, keksów. Zajadalismy się wszyscy bez opamiętania, nie myśląc o konsekwencjach. Szczególnie moja szanowna osoba czyli ja, powinna dbać o dietę ze względu na przebytą chorobę.
Miałam to daleko w nosie. Był to nawyk codziennego żarcia słodkości bez opamiętania. Nie będę skromna, ciasta były palce lizać, dlatego nie żałuję żadnego kęsa. Po wszystkim przyszło opamiętanie i postanowiłam że od 3 stycznia nie jem słodyczy i cukru w jakiejkolwiek postaci. Dziś pisząc to dalej się trzymam w moim postanowieniu. Jak mnie napadnie głód cukrowy zjadam daktyla, polecam przechodzi.
Jak widzicie można zacząć zmienić złe nawyki od zaraz. Ja jestem tego żywym przykładem. Można też stawiać małe kroczki i brnąć do przodu nie patrząc na wszystkie przeszkody jakie napotkamy na drodze. Też jestem tego przykładem. Wystarczy chcieć i nie stawiać samemu sobie barier na drodze. Często my same przed swoim stopami stawiamy ogromne kloce. Czasem jesteśmy zbyt krytyczne i wymagające wobec siebie. Mamy blokadę przed ludźmi, bo boimy się ich krytyki.
Najważniejsze zacznij zmieniać swoje złe nawyki na przyjemne przyzwyczajenia które dadzą Ci siłę, by osiągnąć właśnie to co zamarzyłaś. Ja już zaczęłam i czekam na Ciebie!