Zaznacz stronę

Dieta dla wszystkich, ale czy na pewno?

07/03/2019 – Ela Matysik

No to zaczynamy! Zastanówny się chwilę ile razy w życiu próbowałaś nową dietę? Taką od koleżanki, od znajomej, z internetu albo taką która sama sobie stworzyłaś? Oczywiście ta ostatnia była zawsze na Twoje oko. Raz zjadłaś więcej, inny razem mniej, aby mniej więcej rachunek się zgadzał. I nigdy nie schudłaś. Znowu nachodziła Cię apatia i złość, że znowu Ci się nie udało.

 ,

  Od czego zacząć dietę dla wszystkich?

 

Ze świadomością i prowokacją użyłam tego tytułu. Ile z nas poszukuje diet uniwersalnych, takich nie za bardzo wymagających. Takich które są proste, najlepiej bezpłatne. Takie które mogą używać wszyscy w Twoim domu. 

No to Ci odpowiadam raczej nie znajdziesz uniwersalnej takiej dla wszystkich.

Na początek kilka istotnych pytań, które musisz sobie zadać:

1. Czujesz się zmęczona? Od razu uprzedzam nie po nieprzespanej nocy, imprezie z babkami w jakieś fajnej knajpce. A po prostu wstajesz i już czujesz znużenie, jesteś zmęczona samym snem.

2. Masz ciągle zły humor? I nie chodzi mi o to, że pokłóciłaś się z mężem, bądź miałaś problemy w pracy. Ale w środku czujesz się jak galareta. Potrafi Cię zdenerwować najmniejsza rzecz.

3. Nie wysypiasz się w nocy? Nie mówię tu o fajnym seksie z mężem. Ale tym, że świecisz oczami w nocy jak orbitkami i za cholerę nie możesz zasnąć. A jeśli ci się uda to na moment i żadne liczenie baranków Ci nie pomaga.

4. Czy Twoja cera jest blada, bez połysku? Dodam tylko, że nie chodzi tu o pomyłkę w podkładzie, który kupiłaś, ale o bladość totalną.

5. Czy masz wzdęcia i kibelek zaliczasz co drugi, trzeci dzień? Temat wstydliwy co dla niektórych, ale pamiętaj, że wypróżnianie solidne jest jedno z najważniejszych rzeczy.

Pewnie by się przyjrzeć lepiej, to tych punktów jest znacznie więcej. Ale uważam, że mając tylko jeden z tych problemów, powinniśmy zacząć się już martwić.

Moja choroba nowotworowa nauczyła mnie pokory do wielu rzeczy. Nie będę tutaj mówić o motywacji i miłości drugiego człowieka. Ten temat zostawię na inny moment.

Dziś skupię się głównie na tym co zmieniło się w moim życiu i co absolutnie wyrzuciłam ze swojego jadłospisu.

Wierzcie mi, dieta nie musi być nudna. Nie musimy jeść ciągle liścia sałaty z pomidorkami, bo to nam wcześniej czy później wyjdzie bokiem.

Nowotwór, chemioterapia, radioterapia pozostawiła mi w spadku bardzo wyniszczony organizm.

Przyznam się, że przed chorobą miałam wszystkie symptomy wcześniej wymienionych punktów. Ale czy myślałam wówczas, że jestem śmiertelnie chora?

Nigdy!

Chory na raka to ten co pije non stop, albo ten co pali fajki non stop. To element „niebieskich ptaków”- tak mi się wydawało. Do momentu, kiedy dotknęło mnie to osobiście. Kiedy w szpitalu zobaczyłam jak wiele ludzi, dzieci jest chorych. Jak strasznie cierpią. Teraz po pięciu latach od choroby, myślę jak wiele w swoim życiu zmieniłam. 

Dieta, a raczej racjonalne zdrowe odżywianie nie jest prostą sprawą. Osobiście to przez chorobę zmieniłam wszystko w swoim życiu. Nauczyłam się jeść nie tylko sałatę czy mizerię, ale wreszcie spróbowałam jak smakuje bakłażan i inne warzywa.

Poznałam nowe smaki, wypijałam świeżo wyciśnięty sok z granatu. Wcześniej komu by się chciało to robić. Wyobrażacie to sobie!

W tym momencie pewnie nie jedna z Was się uśmiechnie. Wszystko raczej wynikało z mojego lenistwa niż z niewiedzy.

Oczywiście zaraz znajdą się osoby co będą się wymądrzać. Będą wypisywać jak to łatwo i prosto zmienić wszystko. Będą się chwalić co jedzą i w jaki sposób dbają o zdrowie. Zgadzam się, że są osoby które od zawsze miały na uwadze co mają na talerzu.

Ale moi drodzy nie wszyscy! To nie jest łatwe! Szybko odpuszczamy!

Często środowisko, w którym jesteśmy, ma niesamowity wpływ czy nam się to uda czy nie. Często nasze koleżanki pukają nam w czoło tłumacząc, że nam totalnie odbiło.

W dalszym ciągu większość odżywia się źle i od przypadku zjada porcję warzyw.

W dalszym ciągu mamy dają swoim dzieciom na śniadanie kromkę chleba z nutellą, wiedząc, że to sam cukier. Ale tłumaczą się tym, że ich dziecko nic innego nie weźmie do ust. Gorszą rzeczą jest, że same tego nie jedzą, bo wiedzą, że od tego się tyje. Często te same mamy przed innymi udają wielkie fit.

Wiem to ciężkie słowa. Ale prawda.

Chcę podkreślić, że nie jest łatwo trzymać w ryzach wszystko. Nie jest łatwo codziennie dbać o posiłki, by przygotowywane były w większości z warzyw. Ale też nawet nie o to chodzi, by stać się niewolnikiem kuchni i właściwie większość czasu spędzać krojąc non stop warzywa.

Raczej chodzi tu o zmianę świadomości i całkowitą zmianę w odżywianiu. Samo rozpoczęcie zdrowych nawyków nie jest wbrew pozorom takie trudne. Dla niektórych może stanowić wielkie wyzwanie. Najważniejsze nie dopuść do tego, by to choroba była przyczyną zmiany na coś lepszego. Zrób to wcześniej zanim będziesz do tego zmuszona.

Wierz mi, to naprawdę nie jest takie trudne. 

Nie chciałam by zdrowe jedzenie stało się też moją obsesją, a było dla mnie przyjemnością.

Nie chcę myśleć ciągle, że zjadając coś słodkiego to na pewno rak wróci. No i teraz to na pewno mnie zabije. Nie chcę żartować z tych rzeczy, bo raczej nikomu do śmiechu gdy usłyszy taką diagnozę.

Dziś z perspektywy czasu inaczej postrzegam pewne rzeczy. I pewnie gdybym nie zachorowała, to wiele w swoim życiu bym nie zmieniła. Zawsze próbowałabym coś robić, coś zmieniać, coś urozmaicać, ale zawsze wracałam do starych nawyków.

Wszystko co robiłam było krótkotrwałe, nieprzemyślane. Zawsze zaczynałam, ale nigdy nie weszło mi to w krew. Często przetrwałam tydzień, miesiąc by znowu wrócić do złych przyzwyczajeń.

Dziś wiem, że nigdy nie stanowiło to dla mnie tak istotnej rzeczy jak dziś. Musiałam coś przejść w życiu ciężkiego, by wreszcie zrozumieć, że to naprawdę zdrowie jest najważniejsze w życiu.

Swoją zmianę zaczęłam od początków chemioterapii. Na pierwszy ogień poszedł cukier, we wszelakiej postaci. Wraz z nim wszelkiego rodzaje napoje słodzące typu fanta, coca-cola, herbaty w butelkach, soki owocowe w kartonach.

Do dziś omijam szerokim łukiem stoiska z tym działem. Nie raz spotkałam się z dziwną miną wśród znajomych. Jeszcze w czasie leczenia rozumieli, dlaczego to robię, ale dziś, kiedy jestem zdrowa, to nie raz widziałam zdziwienie na ich twarzach, że oczywiście przesadzam. Często mi mówili, że jeśli wypiję raz na jakiś czas to mi nie zaszkodzi.

Jasne to prawda nie zaszkodzi mi.

Ale jak wiecie cukier uzależnia tak samo jak twarde narkotyki.

Tego syfu nie pije do dziś. Nie jest to strach, że się zatruję coca-colą, ale mój świadomy wybór. Na tyle przemyślany, że zamieniłam na coś dużo zdrowszego, lepszego i wartościowszego. Takie które mogę sama zrobić. Doskonałym zakupem była sokowirówka, a potem też wyciskarka do granatów.

W czasie, kiedy odstawiłam cukier, po raz pierwszy w życiu zaczęłam rozpoznawać smaki. Po raz pierwszy w życiu warzywa stały się moim głównym daniem i stały się moją codziennością. Obiady były zaplanowane, nie robione w ostatniej chwili. Starałam się posiłki przygotowywać od razu na cały dzień, wówczas zajmowało mi to mniej czasu. Dokładałam soki z buraków, zmieszane z marchewką i cytryną. Ten napój piłam codziennie przez pół roku plus sok ze świeżo wyciśniętych granatów.

Przyznam się, że nigdy przedtem, ani potem, nie miałam takiego zawzięcia, by tak podejść do tego poważnie. Może i przez to też wzmocniłam organizm na maksa i sama chemioterapia nie była tak wielkim obciążeniem. Bardzo pozytywną rzeczą z tej mojej terapii antycukrowej i picia soków z buraków była moja twarz. Nigdy nie miałam tak gładkiej promienistej twarzy jak wtedy.

Zapewne to zasługa zmiany, którą drastycznie wprowadziłam. Mój organizm miał tyle toksyn i odstawienie cukru dało natychmiastową poprawę. A zatem wzmocniłam organizm przed i w czasie chemii, a to było niezwykle ważne w czasie dalszej kuracji. Dziś kiedy myślę o tym, to wiem że choroba otworzyła mi oczy i pozwoliła zrozumieć jakie błędy żywieniowe popełniałam.

Nie raz usłyszałam zarzut : a co to za życie, wszystkiego sobie odmawiasz!

Od razu uspakajam ciekawskich. Uwielbiam lody z lodziarni La Romana. Piekę własne serniki, makowce pierniczki i nie mam wcale wyrzutów sumienia, kiedy je zjadam. Bo słodkie nie równe słodkiemu. Nie ma co porównywać herbaty w butelkach, którą wypijałam litrami, z sokiem z granatu. Jest tak samo słodki. Natomiast jest zasadnicza różnica w wartościach odżywczych.

Porównajcie sobie własne ciasta, z ciastkami które mają termin przydatności do spożycia rok albo dłużej. Zaczynajcie czytać etykiety na wszystkich produktach spożywczych. Zorientujecie się, że wszystkie są nafaszerowane chemią.

I wtedy może zrozumiesz jak bardzo się źle odżywiasz.

Dziś, kiedy przygotowuję posiłki jest mi dużo łatwiej. Nie idę na łatwiznę, aby szybciej. Nie stawiam na byle jakość, bo to w czasie odwróci sie przeciwko mnie.

Często słyszę zarzut : słuchaj na coś trzeba umrzeć, to nie ma znaczenia co jemy. Dziś po moich przejściach z chorobą już tak nie żartuję.

Jesteśmy tym co jemy!

Kiedyś ktoś mądry to powiedział. Zgadzam się z nim całkowicie.

Wolę umrzeć ze starości. Chcę być dziarską babcią, która jest sprawna, która w wieku siedemdziesięciu lat idzie jeszcze na spacer w góry. Taka co jest w stanie samodzielnie  przejść 10 kilometrów.

Moja zmiana nawyków nie skupiła się głównie na przygotowywaniu zdrowych posiłków. Uznałam, że to dobry moment by połączyć to z aktywnością fizyczną. I tu zaczęła się zabawa. Słuchajcie dwie rzeczy naraz to jest wyzwanie.

Na początku jest zapał. Myślisz sobie zawojuję cały świat. I tak faktycznie jest, póki nie opadną Ci emocje. Bo żeby ogarnąć całość i zacząć tak naprawdę zmianę w swoim życiu potrzeba przede wszystkim cierpliwości i czasu.

A ty chcesz szybko efekty i to jest normalne. Na początku nie wiesz, ile to będzie kosztować Cię pracy i wysiłku. Ja zainstalowałam w swoim telefonie SHealth i codziennie pokonuję tysiące kroków. To pomogło mi kontrolować, ile czasu poświęcam na aktywność fizyczną, a jest to około od 7-10 kilometrów dziennie. Tak już jest od czerwca 2017 roku. Wierzę, że ten mój nawyk pozostanie już ze mną na zawsze.

Czy dobre przyzwyczajenia, pozytywny nawyk trzeba utrwalać?

Tak trzeba.

Bo właściwie już myślisz, że jest ok, ogarniasz posiłki, ćwiczysz, schudłaś kilka kilogramów, więc sobie myślisz dlaczego nie poluzować trochę. No nic się nie stanie jeśli zjem ciacho, jedno drugie, odpuszczę jeden, dwa treningi.

Jasne, że nic się nie stanie. Spróbujesz raz, drugi. Minie jeden tydzien, drugi, cały miesiąc. A ty zdajesz sobie sprawę, że jesteś w punkcie wyjścia.

Załamujesz się, mówiąc wściekle, że to nie działa.

Dlatego nie dopuszczam do takiej sytuacji.

Dziś jestem w trakcie detoksu. Odstawiłam cukier na 30 dni. 

To jest mój czwarty raz w tym roku. 

Gwarantuję lepsze samopoczucie.

Wracając do słodkości…

Różnica dziś a kiedyś?

Jeśli mam ochotę na coś słodkiego to wolę przygotować swoją szarlotkę. Wolę iść na przepyszne lody do mojej ulubionej lodziarni. Nie ruszają mnie już byle jakie ciastka ze sklepu. Ja ich od miesięcy nie kupuję. A powiem Wam, że dobrym rozwiązaniem jest również nie kupowanie w ogóle słodyczy. Ja w domu mam jedynie daktyle, które uwielbiam. W razie „kryzysu” zjadam z apetytem i bez wyrzutów.

Mówię Wam działa.

W ostatnim czasie ułożyłam sobie pewien plan, jeśli chodzi o moją aktywność fizyczną, co chcę teraz i co chcę osiągnąć za jakiś czas. Opowiadam to mojemu mężowi, entuzjastycznie nastawiona do wszystkiego co sobie wymyśliłam.

A mój mąż ze stoickim spokojem mi odpowiada – „ty dziewczyno nie myśl sobie ze ćwiczysz będziesz tylko teraz do lata, a później ? Nie chcesz dobrze wyglądać za rok? Chcesz być sprawna za 5, 10 lat? Po prostu nie myśl o tym tylko ćwicz, ruszaj się, a to wszystko samo przyjdzie.”

Stwierdzam, że faceci są mniej skomplikowani niż kobiety. Idą na siłownie i ćwiczą. Nie dają sobie czasu na zmianę. Po prostu to robią i nie marudzą. 

A my kobiety wyszukujemy milion wymówek. Załamujemy się, że po miesiącu nie schudłyśmy nawet kilograma. Takie z natury jesteśmy.

Dziś wiem ten proces musi trwać. Nie wyznaczam sobie daty. Bo nie ma takiej.

Ja już zmieniłam nawyk jedzenia, zmieniłam nawyk, jeśli chodzi o aktywność fizyczną.

Teraz moim nawykiem będzie utrzymanie i pielęgnowanie na poziomie tego wszystkiego co już osiągnęłam.

Nie chce wracać do przeszłości. Mam z nią złe wspomnienia.

I właśnie to mnie utwierdza w przekonaniu, że podążam dobrą drogą.

I to dopiero jest wyzwanie! Jak widzicie prosta jest ta dieta dla wszystkich.

Trzymajcie kciuki za mnie! A ja trzymam za WAS.

Jeśli macie jakiekolwiek pytanie, zadawajcie śmiało. Chętnie odpowiem na wszystkie.

Pin It on Pinterest

Share This