Zaznacz stronę

Zdrowe odżywnianie!

12/10/2018 – Ela Matysik

Moja poważna choroba miała bardzo głęboki wpływ na moją codzienną dietę! Przed chorobą, jak wiele innych osób w naszym kraju, nie wiele interesowałam się tym co jem, kiedy jem i jaki to ma wpływ na mój organizm. Jadłam wszystko i wszędzie, co skutkowało zwiększeniem mojej wagi – co zrozumiałe – oraz tym, że moje ciało było słabe i wyniszczone.

Dlatego też, zaraz po chorobie, postanowiłam natychmiast to zmienić. I nie było łatwo…

Jak to się zaczęło?

 

Gdy przekroczymy czterdziestkę, zaczynamy mieć problemy hormonalne a nasz metabolizm już nie działa jak wcześniej.
I wtedy zazwyczaj szukamy odpowiednich diet.
Zazwyczaj nie pójdziemy do dietetyka , tylko szukamy w internecie cudownych diet które w szybki sposób rozwiążą nasz problem.  Chętnie też rozmawiamy z koleżankami z pracy o naszych kłopotach. Tu zazwyczaj dostajemy super diety wymyślone i „sprawdzone” przez innych.

No i co robimy zazwyczaj?

Zaczynamy diety Pani Zosi, Krysi, Halinki no bo u nich zadziałały to dlaczego nie mają działać u nas.
Myślę że przynajmniej raz w życiu każda z nas szukała szybkiego rozwiązania.

Ze mną było podobnie.

Nie zwracałam kompletnie jaka jest przyczyna mojego stanu zdrowia i mojego wyglądu.
Chciałam usunąć szybko skutek a nie przyczynę.
Może i też przez to zachorowałam na raka piersi. Byłam pierwszym przypadkiem w rodzinie z problemem nowotworowym.

Nigdy  nie zwracałam uwagi na to co mam na talerzu. Nie gościły na nich warzywa. Jedynym warzywem to była mizeria ze śmietaną i pomidor na kanapce. Nie wynikało to z tego że na rynku nie było warzyw tylko z czystej wygody i lenistwa.

 

Jak doszło do zmian?

 

Moja dieta radykalnie zmieniała się od momentu kiedy dowiedziałam się że jestem śmiertelnie chora.
Diagnoza była bardzo oczywista -trzeci stopień zaawansowania raka piersi.
Nawet nie wiedziałam co to oznacza dla mnie. Wiedziałam że czeka mnie najpierw chemioterapia a potem operacja.
Do pierwszego wlewu miałam miesiąc, kiedy to mój mąż zdecydowanie stwierdził – no to ja już cię przygotuję do tej chemii
Co to oznaczało w tamtym momencie tak naprawdę oboje nie wiedzieliśmy co to znaczy. Trzeba było zmienić stare przyzwyczajenia .
Pozbyć się całkowicie cukru i to w każdej postaci.

Radykalnie zmienić dietę.

Ze śmieciowego małowartościowego  żarcia zamieniłam na pełnowartościowe składniki które wzmocnią mój organizm.
Wydawało się że to walka z wiatrakami. Zaczęliśmy szukać w internecie, bo żaden lekarz nic ci nie powie na ten temat.
Nie chcą brać odpowiedzialności za swoje słowa.
Oczywiście na pytanie co powinnam teraz jeść?
Odpowiedział: wszystko bo muszę być teraz silna.

Oczywiście uważam że jest to pójście na łatwiznę.
Więc musiałam podjąć decyzję sama co jeść a czego mam unikać.

Na pierwszy ogień poszedł cukier i kawa. Potem wdrażanie codziennie warzyw do mojej diety, głównie były to buraki.
Przeczytałam że sok z buraków skutecznie zwalcza choroby nowotworowe, wiec długo się nie zastanawiałam.
Codziennie przez sześć miesięcy piłam sok z buraków, marchewki i cytryny. Dla mnie był to bardzo trudny okres ponieważ nie było łatwo kupić ich we Włoszech.
Posiłki podzieliłam na pięć mniejszych. W każdej była porcja warzyw.

Pamiętam że nie było łatwo. Marzyłam o steku, kotlecie smażonym w panierce  i wielu niezdrowych potrawach. Już wiem że to co zakazane lepiej smakuje.
Codziennie zjadałam jednego owoca-granata. Najgorzej było z jego obieraniem, ale tu do pomocy był też syn.

Okres chemii  trwał sześć miesięcy. Przez ten okres kupowałam od koleżanki ze wsi mleko kozie i jaja kurze.
Mleko jest słodsze od krowiego ale da się wypić.
Do tego dokładałam chude mięso z indyka lub rybę. Słodycz dostawałam z owoców, więc było zero cukru, batonów, ciasteczek.
Czułam się rewelacyjnie.
Nie piłam kawy przez prawie rok. Początki by trudne, dlatego że kawa była moim porannym rytuałem.
Uwielbiam się delektować jej smakiem i zapachem. .
Wiem też ze równie dobrze można funkcjonować bez niej, wszystko raczej siedzi w naszej głowie.
Nie czułam się senna, ciśnienie miałam w normie.
W ciągu pół roku schudłam osiem kilogramów. Wiem że waga spadła nie tylko z diety którą wprowadziłam ale także stresu który mi towarzyszył w czasie chemioterapii.
Chemię przeszłam dosyć dobrze, poza kilkoma dniami zaraz po wlewie.
Miałam straszne bóle stawów. Kilkakrotnie też z tego powodu jechałam na pogotowie biorąc silny zastrzyk przeciwbólowy.
Wiedziałam że to nastąpi w trzecim dniu po wlewie więc w jakiś sposób mogłam się do tego przygotować psychicznie.
Chociaż czy można się przygotować do bólu ?Uwierzcie nie jest to proste. Chociaż stosowałam taki chwyt że już przed tym dniem brałam silny lek.

Zadziałało, bolało trochę lżej.
Dziś z perspektywy czasu, wiem że moja zmiana na zdrowe jedzenie niestety ale spowodowana była chorobą.
Nic dodać nic ująć. Pewnie do dziś starałabym się szukać rozwiązań lepszych czy gorszych, pytając koleżanek jak one to robią.
Niestety moja choroba zmusiła mnie do wielkich zmian nie tylko żywieniowych.

Dziś oczywiście nie jestem na tak restrykcyjnej diecie jak kiedyś, ale zasady zostały. Wielu złych nawyków musiałam się po prostu oduczyć.

Natomiast pozostał nowy styl życia którego uczę się każdego dnia.

Każdego dnia popełniam błędy.

Wiem że łatwo można wrócić do starych nawyków.
Pozwalam sobie co jakiś czas na smażone frytki i kotleta w panierce.
No bo przecież nie może mały kotlecik zamieszać w moim  życiu.

Nie wracam do starych nawyków, wnioski wyciągnęłam.
Dziś jestem zdrowa. Nie wywołujmy wilka z lasu….
Dziś z pełną świadomością mogę stwierdzić że to był przełom w moim życiu.
Niestety musiało się coś podziać złego w moim życiu by otworzyć nowe drzwi do radykalnych zmian.
Lepiej nie czekać bo może zdarzyć się że braknie nam szczęścia i nie dostaniemy od losu jeszcze jednej szansy.

Pin It on Pinterest

Share This